NASI PRZYJACIELE: KLUB HDK, KTiR, DOMHUT I INNI

KLUB HONOROWYCH DAWCÓW KRWI PCK HUTY WARSZAWA

 


ŻYCIODAJNA KROPLA HUTNICZEJ KRWI


Opracowanie: Stanisław Andrzej Pawlikowski


29 listopada 2018 roku w sali konferencyjnej Huty ArcelorMittal odbyło się jubileuszowe spotkanie z okazji 50-lecia Klubu Honorowych Dawców Krwi Polskiego Czerwonego Krzyża przy Hucie ArcelorMittal Warszawa. W uroczystościach wziął udział Wiceprzewodniczący naszego Stowarzyszenia Jerzy Tkaczyk, który będąc pracownikiem Huty Warszawy był również aktywnym honorowym dawcą krwi.

To wydarzenie jest okazją do przypomnienia niektórych faktów z przeszłości. I tak…


W dniu 10 lipca 1977 roku odbyły się uroczystości z okazji wręczenia sztandaru Klubowi Honorowych Dawców Krwi przy Hucie Warszawa, ufundowanego przez dyrekcję. Sztandar wręczył dyrektor naczelny Huty Adam Żurek. Sztandar, w imieniu HDK, odebrał jego prezes Bolesław Tuzin. Ufundowanie sztandaru było wyrazem najwyższego szacunku administracji Huty Warszawa dla tysięcy hutniczych dawców krwi.

W okresie od 17 stycznia 1969 roku do 10 lipca 1977 roku ponad półtora tysiąca pracowników Huty złożyło deklarację gotowości ratowania chorych, cierpiących poprzez bezinteresowne, honorowe oddawanie krwi, by „…służyć tym, co mają najdroższe, to jest własną krwią, wszystkim tym, którzy jej potrzebują”.

W początkowych latach 60. XX wieku hutnicy oddawali krew w tak zwanych akcjach krwiodawstwa organizowanych przez Polski Czerwony Krzyż, przez poszukujące krwi szpitale, Instytut Hematologii lub bezpośrednio w Stołecznej Stacji Krwiodawstwa. Również w zakładowym szpitalu Huty Warszawa był punkt poboru krwi. Organizatorem udziału hutników w akcjach honorowego oddawania krwi był Zdzisław Antos.

W dniu 17 stycznia 1969 roku, w formie zorganizowanej powołano do życia Klub Honorowych Dawców Krwi PCK przy Hucie Warszawa. Pierwszym prezesem wybrano Bolesława Tuzina, świetnego organizatora, za przyczyną którego klub stał się przykładem dla innych tego rodzaju placówek. Już 27 maja 1969 roku nowo powstały klub zorganizował zbiorową akcję krwiodawstwa. Udział w niej wzięły 52 osoby, oddano 10,5 litra krwi. Zarząd klubu zadbał o szeroką informację o problemach krwiodawstwa i krwiodawców, m.in. w radiowęźle zakładowym i gazecie „Hutnik Warszawski” ukazywały się audycje i artykuły propagujące aktywną działalność klubu honorowych krwiodawców przy Hucie Warszawa, co zostało życzliwie przyjęte przez całą społeczność hutniczą. Za przykładem hutników powstawały kluby honorowych dawców krwi nie tylko w Warszawie i w kraju, ale również w krajach sąsiednich. Stąd wizyty, rewizyty, spotkania dyskusyjne, wymiana doświadczeń.



Była to niezaprzeczalna zasługa prezesa HDK przy HW, Bolesława Tuzina, ale również dyrekcji huty i związków zawodowych, które wszechstronnie wspomagały klub dawców krwi i nagradzały za ofiarność. Działalność klubu HDK miała charakter masowy. W jego historii jest ogrom najróżniejszych pięknych czynów ratowania ludzkiego życia, a zaczynało się od  hasła ogłoszonego przez radiowęzeł: „chory czeka na krew”. Odzew był natychmiastowy, niezależnie od tego, komu i gdzie ta krew była potrzebna – czy to w szpitalu, czy z powodu wypadku w pracy czy na drodze. Podstawionym autokarem 40-50 dawców jechało spod Huty do Stołecznego Centrum Krwiodawstwa na Saską Kępę.

W tamtym okresie, a więc w latach 1969-1985 hutnicy-darczyńcy podarowali społeczeństwu ponad 12.000 litrów krwi, tego najcenniejszego leku, a dla przykładu w samym roku 1985  oddano 626 litrów krwi!

Klub HDK w roku 1969 liczył 86 członków, a w roku 1980 było już ich 1.260. Najwięcej dawców było z Walcowni Grubej W-45, z Kuźni W-40 i ze Stalowni W-35.

Piękna to karta historii Klubu Honorowych Dawców Krwi przy Hucie Warszawa. To do dzisiaj najwyższa duma warszawskich hutników z Bielan.

Klub był także prekursorem wielu ciekawych akcji, między innymi utworzenia Banku Krwi Centrum Zdrowia Dziecka.

W 1975 roku Klub podpisał umowę o współpracy i przyjaźni z organizacją krwiodawców w Wattrelos, a 1978 roku z klubem w Beziers we Francji, jako organizacje bliźniacze. W latach 1978-1993 Klub był członkiem stowarzyszonym w Międzynarodowej Federacji Organizacji Honorowych Dawców Krwi – FIOS.

Wybitna działalność hutniczych krwiodawców została dostrzeżona w kraju i za granicą oraz wyróżniona odznaczeniami: Krzyżem Kawalerskim Orderu Marite Internationale du Sang,  Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi dla Krwiodawstwa Francji, Medalem Zasługi dla Krwiodawstwa przyznanym przez Belgijski Czerwony Krzyż – dyplom tego medalu podpisał Król Belgów Albert II.

                                                                                                                   (kliknij na zdjęcia)

Na różnych uroczystościach widzieliśmy naszych hutników w pięknych odświętnych mundurach ufundowanych przez Hutę Warszawa. Możemy być dumni, że pośród nas byli wspaniali ludzie, którzy pracując na swój codzienny chleb dawali na rzecz społeczeństwa jeszcze coś więcej – własną krew ratującą zdrowie i życie.

W sumie przez 50 lat członków klubu HDK przy HW było ponad 1.500. Do najwybitniejszych, którym należy się uznanie i szacunek należeli: Waldemar Gromczyński, Edmunt Sętowski, Mieczysław Kupiec, Ireneusz Nestor, Dionizy Orłowski, Władysław Przesmycki, Krzysztof Wołczyński, Waldemar Maciak, Bogdan Kubicki, Andrzej Błoński,  Eugeniusz Koncewicz, Jan Próba, Jerzy Kołodziej, Edmund Czesak i wielu, wielu innych.

Władze państwowe i władze Polskiego Czerwonego Krzyża wysoko oceniały osiągnięcia Kluby przyznając mu odznaczenia i medale:

- Odznaka Honorowa PCK II Stopnia,

- Odznaka ZHDK I Stopnia,

- Złoty Medal Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej,

- Złoty Medal za Zasługi dla Pożarnictwa,

- Złoty Medal im. Henryka Jordana,

- Odznaka Przyjaciel Dziecka.

Indywidualnie:

- 1 osoba otrzymała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski,

- 35 osób – Tytuł Honorowy „Zasłużony dla Zdrowia Narodu”,

- 3 osoby wyróżniono Kryształowym Sercem,

 - 97 osób otrzymało Złoty Krzyż Zasługi.

Polski Czerwony Krzyż przyznał Odznakę „Zasłużony Honorowy Dawca Krwi:

- I Stopnia – 520 członkom HDK,

- II Stopnia – 700 członkom HDK,

- III Stopnia – 750 członkom HDK.

Klub, podtrzymując dobre tradycje z przeszłości, kontynuuje swoją działalność organizując masowe akcje oddawania krwi średnio 1-2 razy w miesiącu. Najwięcej dawców indywidualnych oddaje krew w punkcie krwiodawstwa Szpitala Bielańskiego oraz w Nowym Dworze Mazowieckim.

Dziś klubem kieruje uznany działacz PCK i dawca krwi – Edmund Czesak, a wcześniej – Władysław Przesmycki. Obaj panowie są aktywnymi członkami Stowarzyszenia Przyjaciół Huty Warszawa Warszawscy Hutnicy.




KLUB TECHNIKI I RACJONALIZACJI HUTY WARSZAWA



Stanisław Andrzej Pawlikowski

Dokonałem małej korekty nie naruszając zasadniczej treści znakomitego opisu autora – inż. Marka Szulbińskiego.

Uzupełnienie: kiedy pracowałem w Stalowni i jednocześnie korespondentem „Hutnika Warszawskiego”, bardzo często pisałem o racjonalizacji i przedstawiałem sylwetki racjonalizatorów. Przeglądając obecnie archiwalne numery zakładowej gazety można stwierdzić, że w prawie każdym numerze jest o hutniczych wynalazcach.

 


RUCH RACJONALIZATORSKI I WYNALAZCZY W HUCIE WARSZAWA W LATACH 60. I 70. UBIEGŁEGO WIEKU

 

Opracowanie: inż. Marek Szulbiński

 

Po drugiej wojnie światowej nastąpiły w Polsce przeobrażenia społeczno-gospodarcze. Jednym z przejawów było wprowadzenie do gospodarki współzawodnictwa pracy, a elementem tego współzawodnictwa był „ruch racjonalizatorski”, który dotyczył usprawnienia techniki i organizacji w zakładach pracy.

Ruch racjonalizatorski doczekał się szczegółowych uregulowań prawnych w latach 1949-1950. Zgodnie z prawem zakład pracy miał obowiązek udzielać pracownikom pomocy w ich pracach nad wprowadzaniem usprawnień i udoskonaleń technicznych, w tym także wynalazków i wzorów użytkowych. Ustalono, że pracownicy będący ich twórcami mają prawo do wynagrodzenia. W latach następnych wprowadzono pojęcie „projektu racjonalizatorskiego”.


Przepisy z 1972 roku ustalały limity wynagrodzenia jako pewien procent od uzyskania rocznych efektów ekonomicznych uzyskanych po wprowadzeniu projektu wynalazczego lub racjonalizatorskiego, i tak przy efektach do 50.000 zł było to 7,5%, a przy wyższych efektach procenty malały: przy 100.000 zł było to 6%, zaś przy 1.000.000 zł – 2,75%. Przy projektach behapowskich wynagrodzenie określano szacunkowo.

Nad prawidłowością i rozwojem ruchu racjonalizatorskiego miał czuwać Klub Techniki i Racjonalizacji – jako organizacja społeczna działająca wespół ze Związkami Zawodowymi i Naczelną Organizacją Techniczna. Utworzono wojewódzkie i branżowe KTiR, których zadaniem było organizowanie współzawodnictwa na szczeblu branżowym, wojewódzkim i krajowym.

W tych wszystkich działaniach na rzecz ruchu racjonalizatorskiego i wynalazczego nie mogło zabraknąć powstałej w połowie lat 50. Huty Warszawa.

Dzięki magistrom inżynierom Józefowi Koperze i Rajmundowi Adamczykowi udało się w dużym stopniu odtworzyć historię ruchu wynalazczego i racjonalizatorskiego w Hucie w latach 60. i 70. Ostatnie zapisane materiały kończą się na roku 1977. Kronika założona w 1957 roku zawierała tylko wycinki prasowe.

Kronika KTiR o wymiarach 58x40 cm, oprawiona w grube drewniane okładki, o wadze 10 kg była opisem ze zdjęciami. Ostatni wpis został dokonany w grudniu 1973 roku. Wiadomo, że kronika była kontynuowana w drugiej księdze, nie tak ozdobnej, którą przekazałem na początku lat 90. do istniejącego już Stowarzyszenia Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów. Nie odnaleziono jej do dzisiaj. Dlatego niniejsze opracowanie z konieczności obejmuje udokumentowane lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte.


KTiR Huty Warszawa powstał w roku 1957 – pierwszymi prezesami byli: Bolesław Barański, inż. Mieczysław Czerechowicz, inż. Mieczysław Kozłowski. W roku 1964 funkcję przejął i sprawował nieprzerwanie do lat 80. – mgr Władysław Kółeczko.

Pierwszy projekt, nazywany usprawnieniem, udoskonaleniem, zgłoszono w Hucie przed powstaniem KTiR. W Kronice zachowała się kopia wydanego przez Urząd Patentowy PRL z datą 24.01.1959 świadectwa autorskiego nr 6314 pn. „Sposoby wytwarzania atmosfery ochronnej dla pieców do obróbki cieplnej metali za pomocą azotu oraz urządzenie do stosowania tego sposobu”. Jednym ze współtwórców tego wynalazku był inż. Stanisław Sołtan. Z innych materiałów wynika, że projekt ten był zgłoszony już w 1958. W 1959 roku zgłoszono co najmniej 86 projektów i usprawnień, w roku 1960 co najmniej 133, w 1961 – 280, w 1962 – 428, w 1963 – 587, a w roku 1964 – 707.

Tak duża ilość zgłaszanych projektów wymogła utworzenia specjalnej komórki organizacyjnej, która zajmowała się rejestrowaniem zgłaszanych projektów, organizowaniem procesów ich wdrażanie i wynagradzania twórców, a także różnymi, związanymi z tym, sprawami formalnymi. Utworzenie tej komórki powierzono w roku 1958 inż. Stanisławowi Korolewskiemu.

Nastąpił dalszy burzliwy rozwój wynalazczości w Hucie, w roku 1965 zgłoszono 1.020 projektów, które przyniosły efekt o wartości 45 milionów złotych. W roku 1966 – 1.123 zgłoszenia o wartości 63 miliony złotych,  w 1973 – 1.500 zgłoszeń, w 1977 – 1.735 zgłoszenia. W tym czasie Huta Warszawa zatrudniała 10.000 pracowników, a zatem na jeden projekt przypadało 6 pracowników.

 

Wynalazczość w Hucie w latach 1961-1970 przedstawiała się następująco:

Zgłoszono 9.366 projektów, z tego:

- przez robotników – 1.959

- przez personel techniczny – 1.491

- przez zespoły mieszane – 5.611

Zastosowano projektów – 5.122

Zgłoszono do Urzędu Patentowego – 63

Uzyskano efekt – 406.370.000 zł

Wynagrodzenie twórców – 18.360.000 zł

Najwięcej projektów składały zespoły mieszane złożone z pracowników dozoru technicznego i robotników. Nie bez znaczenia była działalność inspirowana przez KTiR oraz „Hutnika Warszawskiego”, gdzie publikowano zdjęcia, relacje ze spotkań wynalazców, opisywano bale racjonalizatorów.

Nie mniej ważne dla rozwoju ruchu racjonalizacyjnego były wynagrodzenia za przyjęte wnioski. Prawdziwą kopalnią pomysłów i tworzenia projektów była ciągła modernizacja Huty i to nie tylko w zakresie drobnych usprawnień, ale i tych o dużej randze. Do Urzędu Patentowego przekazano ponad 150 zgłoszeń.

Najwięcej patentów, bo 10, uzyskały wynalazki, których głównym twórcą był elektronik mgr inż. Emil Orechwo. Między innymi stosowany w napędach głównych i pomocniczych walcowni układ tyrystorowego regulatora obrotów i prądu silników elektrycznych, który dał efekt w wysokości 53 miliony złotych. Wynalazek ten był stosowany również w Hucie Zawiercie.

Twórcą kilku wynalazków był mgr inż. Feliks Mincer, którego pomysły to klimatyzacja kabin suwnic, specjalne kleszcze do podnoszenia wyrobów hutniczych.

Najwięcej projektów racjonalizatorskich zgłosił Jerzy Wojdasiewicz – mistrz energetyk, który już w roku 1974 miał ich aż 226. W późniejszych latach na czoło wysunął się inż. Stanisław Szkutnik ze Stalowni.

W Kronice KTiR przedstawiono przykładowo kilka dziedzin techniki hutniczej:

- Zasadowa masa chromitowo-magnezytowa do wytwarzania ogniotrwałych wykładzin pieców indukcyjnych, której twórcą był inż. Mieczysław Kozłowski,

- Zmiana konstrukcji agregatu do przerobu masy formierskiej – twórca Artur Tyszko,

- Zmiana konstrukcji zaworu bezpieczeństwa na sprężarkach tlenowych – twórca inż. Jan Skrycki,

- Szlifierka podwieszona do usuwania wad powierzchownych wyrobów hutniczych – twórca Jerzy Czarnecki,

- Zastosowanie sprężenia zwrotnego do elektronicznego regulatora temperatury – twórca inż. Józef Trześniowski,

- Ciągadło do ciągnienia prętów – twórcy to Sławomir Pastwa, Tadeusz Konieczny i Jan Zioło.

 

Jednym z głównych działań KTiR były organizowane corocznie, od 1961 roku, konkursy o tytuł „Mistrza Techniki Huty Warszawa"

W konkursie brano pod uwagę ilość projektów zgłoszonych, zastosowanych oraz uzyskane efekty ekonomiczne i niewymierne z tytułu poprawy bezpieczeństwa i higieny pracy. Dodatkowe punkty przyznawano za projekty zgłoszone przez robotników. Ogłoszenie wyników konkursu miało bardzo uroczystą oprawę.


Począwszy od 1964 roku wyniki ogłaszano na Balu Mistrzów. Pierwszy odbył się w kawiarni „Stolica”. Następne do końca lat siedemdziesiątych odbywały się w Pałacu Kultury i Nauki.

Pierwszym Mistrzem Techniki Huty Warszawa za rok 1961 był mgr inż. Józef Adamski – starszy mistrz z Walcowni Półwyrobów. Następnie:

1962 – inż. Jan Kawka – starszy mistrz z Walcowni Drobnej.

1963 – inż. Jan Ronka

1964 – Bolesław Grobelny – mistrz Walcowni Drobnej

1965 – mgr inż. Jerzy Zabielski – Główny Mechanik Huty

1966 – Władysław Gorzała – mistrz energetyk

1967 – Jerzy Czarnecki –  robotnik z Walcowni Półwyrobów

1968 – Bolesław Tyc – mistrz z Wydziału Ciągarni

1969 – Franciszek Lendzion –  brygadzista z Wydziału Odlewni

1970 – inż. Stanisław Wultański – konstruktor Wydziału Konstrukcyjnego

1971 – Jerzy Wojdasiewicz – mistrz energetyk – W35

1972 – Eugeniusz Kowalewski – mistrz elektryk – W35

1973 – inż. Piotr Pękala – kierownik Oddziału Stalownia

1974 – inż. Grzegorz Barski – mistrz Walcownia Drobna

1975 – mgr inż. Jerzy Zabielski

1976 – Tadeusz Klimaszewski – brygadzista ze Stalowni

O Mistrzach Techniki w latach następnych brak informacji. Laureaci pierwszych konkursów oprócz dyplomów otrzymywali nagrody rzeczowe: telewizory, lodówki, pralki. W latach następnych wprowadzono nagrody pieniężne: za miejsce pierwsze – 5.000 zł, drugie – 4. 000 zł, trzecie – 2.500 zł, czwarte – 2.000 zł, piąte – 1.500 zł oraz 5 wyróżnień po1.000 złotych, a 15 kolejnych laureatów otrzymywało wyróżnienia i dyplomy.


Począwszy od 1967 roku organizowano konkurs o tytuł „Młodzieżowego Mistrza Techniki Huty Warszawa” dla pracowników do lat 30. Pierwszą laureatką była Zofia Kępińska. W roku 1968 mistrzami byli inżynierowie Maciej Rozwadowski i Romuald Bijak, w roku 1971 – Jerzy Aleksandrzak, a w latach 1972 i 1975 – mgr inż. Grzegorz Franczyk ze stalowni.

O laureatach w pozostałych latach – brak informacji.

 Organizowano także konkursy tematyczne, np.:

-       na najlepszy projekt z dziedziny oszczędności materiałów,

-       na najlepszy projekt z dziedziny poprawy warunków pracy i BHP,

-       Mistrz gospodarności Huty,

-       Najlepszy debiut racjonalizatorski roku,

-       Dni racjonalizacji kobiet,

-       Dni racjonalizacji młodzieży.

 

Na początku lat siedemdziesiątych na masową skalę rozpoczęto organizowanie „Giełd Racjonalizatorskich”. Polegały one na tym, że komisja dokonywała oceny projektów „od ręki”, w obecności racjonalizatorów, i nierzadko od razu ustalała wysokość wynagrodzenia za drobne projekty. W skład komisji poza specjalistami technicznymi wchodził przedstawiciel KTiR. Na poczet wynagrodzenia za pozytywnie ocenione projekty wypłacano na miejscu zaliczkę w wysokości 200-300 złotych. Giełdy miały często charakter tematyczny, albo były skierowane do określonej grupy pracowników, kobiet, młodzieży, uczniów szkół przyzakładowych

Na dużą skalę stosowano bodźce moralne – przyznawane przez Dyrektora Huty, na wniosek KTiR, odznaki Racjonalizatora Produkcji i Zasłużonego Racjonalizatora. W okresie 1961-1970 odznaki I stopnia otrzymało 188 racjonalizatorów, a 89 – II stopnia. W roku 1970
jako pierwsza kobieta odznakę otrzymała Cecylia Klekotko – starszy ekonomista. Występowano o przyznanie dla czołowych racjonalizatorów i działaczy KTiR odznaczeń państwowych i odznak „Zasłużony dla Wynalazczości i Racjonalizacji”, którą przyznawał premier rządu PRL.

 

Osiągnięcia KTiR Huty Warszawa

W 1976 roku w konkursie ogólnopolskim organizowanym przez Centralną Radę Związków Zawodowych KTiR Huty zajął pierwsze miejsce. W 1974 we współzawodnictwie o tytuł najlepszego warszawskiego KTiR pierwsze miejsce, sztandar przechodni i nagrodę 10.000 tysięcy złotych zdobył KTiR Huty Warszawa.

W 1968 r. KTiR zdobył na własność proporzec przechodni Zarządu Głównego Związku Zawodowego Hutników za zdobycie po raz trzeci z rzędu pierwszego miejsca w konkursie o tytuł Najaktywniejszego Klubu Techniki i Racjonalizacji w hutnictwie.

W 1976 r. KTiR zdobył ponownie na własność dla Huty Warszawa sztandar przechodni ZG ZZ Hutników.

W 1977 r. KTiR Huty zdobył I miejsce w konkursie Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych o tytuł Przodującego KTiR.

W konkursie redakcji Życia Warszawy „Mistrz Techniki roku 1965” jedną z czterech nagród indywidualnych i 8.000 zł, za całokształt twórczości racjonalizatorskiej w dziedzinie obróbki wiórowej, zdobył Jan Zioło – ślusarz.

W tym samym konkursie za rok 1966 III nagrodę zespołową i 30.000 złotych zdobyli inżynierowie z Huty – Andrzej Krzanowski, Zenon Kocyk i Mieczysław Kozłowski.

W 1974 roku w konkursie indywidualnym Związków Zawodowych I miejsce i nagrodę 10.000 złotych przyznano zespołowi w składzie: Lech Nerlewski i Eugeniusz Kowalewski.

Społeczna działalność KTiR Huty to zbiórka pieniędzy na Centrum Zdrowia Dziecka, Narodowy Społeczny Fundusz Zdrowia, Polski Komitet Pomocy Społecznej, na Budowę Zamku Królewskiego w Warszawie. Zebrano kwotę 131.520 złotych, z tego na Zamek – 92.498 złotych. Przeznaczano na cele społeczne całość nagród, które KTiR otrzymywał za zajęcia czołowych miejsc w konkurach zewnętrznych.

W roku 1968 działacze KTiR przekazali na Centrum Zdrowia Dziecka nagrodę zdobytą w konkursie branżowym.

W najróżniejszych akcjach politycznych racjonalizatorzy podejmowali zobowiązania do zgłaszania projektów racjonalizatorskich.


Co oznacza skrót KTiR? Kółeczko, Tyc… i Reszta! Ten dowcip krążący w latach 70. nie tylko w Hucie, ale w całym środowisku racjonalizatorskim hutnictwa, doskonale oddaje rzeczywistość. Działalność KTiR opierała się głównie na tych dwóch osobach. Władysław Kółeczko był inicjatorem prawie wszystkich działań podejmowanych przez KTiR, między innymi wymyślił konkurs o tytuł Mistrza Techniki Huty Warszawa i bal mistrzów.

Jego „prawą ręką” był Bolesław Tyc, z którym zaprzyjaźnił się jeszcze w czasie pracy w Hucie Stalowa Wola. A „Reszta”… popierała i realizowała zadania wyznaczone przez prezesa Kółeczkę.

Skład tej „Reszty” to działacze i aktywiści KTiR na przestrzeni lat 60. i 70. Znaleziono informację z 1975 roku, według której działaczami byli: Jerzy Manturo – sekretarz Klubu, Władysław Szymczak – wiceprezes, Feliks Mincer, Waldemar Szczęśniak, Stanisław Korolewski, Rajmund Wirecki, Stanisław Szkutnik.

Władysław Kółeczko zasługuje na obszerną prezentacje. Ukończył Liceum Hutnicze w Stalowej Woli, a w roku1974 studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, uzyskując tytuł magistra. Pracę zawodową rozpoczął w Hucie Stalowa Wola. W 1960 został przeniesiony do Huty Warszawa, gdzie pełnił funkcję mistrza, kierownika oddziału, zastępcy kierownika Wydziału Ciągarni. W roku 1970 został kierownikiem działu organizacji i normowania. W czasie pracy na wydziale produkcyjnym był aktywnym racjonalizatorem. Zgłosił około 200 projektów, a w 1966 był Wicemistrzem Techniki Huty. Był członkiem Głównej Komisji Wynalazczości CRZZ i NOT. W latach 60. i 70. był autorem 150 artykułów, informacji, korespondencji zamieszczanych w prasie technicznej. W 1964 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w roku 1975 – Krzyżem Oficerskim.

Zrealizował swoje zamierzenie w roku 1981 doprowadzając do rejestracji Stowarzyszenia Wynalazców i Racjonalizatorów PRL. Stowarzyszenie to zostało zawieszone po wprowadzeniu stanu wojennego, a w roku 1983 rozwiązane. Jednak mgr Kółeczko zorganizował nowe ogólnopolskie stowarzyszenie, które zostało zarejestrowane w roku1989 pod nazwą Stowarzyszenie Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów. Był Prezesem tego Stowarzyszenia do swojej śmierci w lutym 2006 roku.


KTiR inicjował, inspirował i rozliczał, a całą robotę organizacyjną i administracyjną wykonywała Komórka Wynalazczości, którą od roku 1958 jednoosobowo prowadził inżynier Stanisław Korolewski. Z czasem, wraz ze wzrostem napływu projektów, Komórkę powiększono. W latach 70. zatrudnionych było 5 pracowników. Inż. Stanisław Korolewski był świetnym organizatorem, dzięki niemu tak mała obsada Komórki mogła obsłużyć od 1.500 do1.700 projektów rocznie. A było to możliwe m.in. dzięki umiejętnemu wykorzystaniu przez niego instrumentu, jakim były tak zwane „nagrody za współudział w realizacji projektu wynalazczego”. Możliwość wypłaty nagród w wysokości do 50% wynagrodzenia twórców projektów stwarzały przepisy państwa. W hucie w pełni korzystano z tych przepisów i co kwartał pracownikom zakładu wypłacano – na wniosek Komórki Wynalazczości – znaczne kwoty pieniężne. Stwarzało to możliwość wynagradzania pracowników służb technicznych i ekonomicznych wykonujących różne czynności związane z obsługą wynalazczości.

Przez Komórkę Wynalazczości przewinęło się kilkanaście osób, m.in. inż. Zdzisław Kowalewski – później kierownik oddziału na Walcowni, najdłuższe staże mieli: Jerzy Michalak, Jerzy Tłustochowicz, Andrzej Szczęśniewicz.

Huta dokonywała dość często zgłoszeń do Urzędu Patentowego – około 20 rocznie. Przygotowaniem tych zgłoszeń i prowadzeniem spraw przed Urzędem zajmowali się Rzecznicy Patentowi. Pierwszym Rzecznikiem zatrudnionym przez Hutę był Józef Sady, który pełnił tę funkcję w drugiej połowie lat 60. Od roku 1970 Rzecznikiem Patentowych Huty był inż. Stanisław Jop, a od 1979 roku – inż. Marek Szulbiński.

Jak w każdym przedsięwzięciu realizowanym na dużą skalę nie wszystko wyglądało tak pięknie, jak można by sądzić czytając niniejsze opracowanie. W Hucie również zdarzały się przypadki „chorób” trapiących ruch racjonalizatorski w skali całego kraju, takich jak:

- próby „podciągania” pod projekt racjonalizatorski zadań wykonywanych w ramach obowiązków służbowych,

- przechwytywanie przez członków dozoru technicznego pomysłów szeregowych pracowników i zgłaszanie ich jako własne projekty racjonalizatorskie.

Aby nie być gołosłownym, takie przypadki odnotowała gazeta „Hutnik Warszawski” nr  21/66 w artykule pt. „Uwagi krytyczne”.

 

O hutniczej wynalazczości końca lat 70., 80. i późniejszych nie zachowały się żadne materiały, w związku z tym mogę napisać tylko to, co mam w pamięci, oraz co pamięta inż. Józef Kopera, który przejął prezesurę KTiR po Władysławie Kółeczce.  

W końcu lat 70. zostałem Rzecznikiem Patentowym Huty. Pamiętam, że po wprowadzeniu stanu wojennego ilość zgłoszonych projektów gwałtownie zmalała i wynosiła około 600 rocznie. Było to wynikiem marazmu społecznego. Nie bez znaczenia było osłabienie działalności prezesa Kółeczki, a tym samym całego KTiR. Pamiętam, że w dalszym ciągu odbywały się giełdy racjonalizatorskie i konkursy o tytuł Mistrza Techniki i Młodzieżowego Mistrza Techniki. Ogłoszenie wyników konkursów odbywało się bardzo skromnie w Sali Klubowej KTiR, zaniechano też organizowania Balu Mistrzów Techniki.

W 1988 prezesem KTiR został mgr inż. Józef Kopera, który był wówczas zastępcą Głównego Mechanika. Był to okres rozprężenia, jaki nastąpił w Hucie w związku z planami jej sprywatyzowania. W 1992 roku po przejęciu Huty przez koncern Luccini, działalność racjonalizatorska całkiem zanikła. Jedyną pozostałością po dawnej świetności była piękna Sala Klubowa KTiR w biurowcu „B” Huty. Przechowywano w niej sztandary, puchary, a także wspaniałą Kronikę.

Gdyby nie czujność inżyniera Józefa Kopery wszystkie pamiątki zgromadzone w Sali Klubowej KTiR zostałyby zniszczone, ale– dzięki jego staraniom – były dwukrotnie przenoszone, aż w końcu znalazły swoje miejsce w budynku działu Głównego Technologa. W 2016 roku, po likwidacji tego budynku, pamiątkami zaopiekował się pracujący jeszcze w Hucie mgr inż. Rajmund Adamczyk.

 

W połowie lat 90. KTiR rozwiązano, a jego działacze utworzyli, pod przewodnictwem inż. Józefa Kopery, Oddział Stowarzyszenia Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów. Oddział ten istnieje i działa z powodzeniem i wszystko wskazuje na to, że będzie działał w przyszłości. Obecnie jego Prezesem jest mgr inż. Grzegorz Franczyk – dwukrotny Młodzieżowy Mistrz Techniki Huty Warszawa w latach 1972 i 1975.





O WYNALAZCZOŚCI W HUCIE WARSZAWA W LATACH 80. UBIEGŁEGO WIEKU


Tekst: Marek Szulbiński


Mój Przyjaciel, dr Stanisław Pawlikowski, swoim artykułem o Bolesławie Tycu zachęcił mnie do próby poszerzenia informacji o wynalazczości w Hucie Warszawa w latach 80. XX wieku oraz działalności KTiR w tym okresie. Dla przypomnienia – moje wcześniejsze opracowanie obejmowało lata 60. i 70. ubiegłego wieku i oparte było o dosyć obfitą dokumentację zawartą w „Kronice KTiR” i dużą ilość zgromadzonych wycinków prasowych. Natomiast z lat 80. nie zachowała się żadna dokumentacja.

Nawiązałem więc kontakt z inż. Janem Kraszewskim, mistrzem z Wydziału Ciągarni, który w tamtym czasie był czołowym racjonalizatorem, a także „pogrzebałem” nieco głębiej w mojej pamięci. Najwięcej informacji zachowałem na temat wynalazków, które zostały opatentowane na rzecz Huty. Chyba 3 lub 4 z nich – z dziedziny elektrotechniki i elektroniki – były autorstwa inż. Emila Orechwy. Twórcą dwóch innych wynalazków był dr inż. Kazimierz Słowiak, kierownik Zakładu Badawczego. Jeden z nich dotyczył stali o zmienionym składzie chemicznym, a drugi – technologii wytwarzania taśm spłaszczanych z drutu przeznaczonych na tapicerskie formatki sprężynowe. Wynalazek ten miał duże znaczenie dla gospodarki Huty Warszawa. „Kasowym” wynalazkiem mógł się także poszczycić wspomniany wyżej inż. Jan Kraszewski. Wynalazek ów dotyczył konstrukcji ciągadła do ciągnienia prętów i drutu o przekroju sześciokąta foremnego w jednym ciągu, zamiast poprzednio stosowanych dwóch. Marian Kamiński – robotnik z Wydziału Stalowni był twórcą wynalazku dotyczącego konstrukcji czerpaka linowego. Już po moim odejściu z Huty dowiedziałem się, że pan Kamiński sądził się z Hutą Lucchini o wynagrodzenie za ten wynalazek. Pamiętam także, że twórcą wynalazku dotyczącego konstrukcji kowadła był Marian Werhonowicz z Wydziału Kuźni, później kierownik Działu Postępu Technicznego i Wynalazczości. Jeśli chodzi o racjonalizację, to najbardziej charakterystyczny był ogromny spadek ilości zgłaszanych projektów. W końcu lat 70. zgłaszano ich ponad 1700 rocznie, natomiast w 1982 r. już niewiele ponad 400! Był to dobitny wyraz marazmu, który ogarnął społeczeństwo po ogłoszeniu stanu wojennego. Zawieszono działalność Klubu Techniki i Racjonalizacji, nie organizowano giełd racjonalizatorskich i konkursu o tytuł Mistrza Techniki. Działalność KTiR wznowiono po zawieszeniu stanu wojennego, co spowodowało wzrost ilości zgłoszeń do ponad 600 rocznie. Na przełomie lat 80. i 90. nastąpił znów spadek do poziomu ok. 500 projektów w roku.

Jak już wspomniałem, czołowym racjonalizatorem w tym okresie był inż. Jan Kraszewski z Wydziału Ciągarni, który zgłosił ponad 170 projektów, z których ponad 120 zostało wdrożonych. Jeden z tych projektów (wspomniane wcześniej ciągadło) uzyskał status wynalazku, a trzy inne – wzoru użytkowego. Dzięki tym osiągnięciom inż. Jan Kraszewski był trzykrotnie Mistrzem Techniki, a dwukrotnie Wicemistrzem.

W mojej pamięci zachowały się też nazwiska kilkunastu racjonalizatorów z tego okresu, których warto przypomnieć. Są to: Mieczysław Rurka i Kazimierz Książek z Ciągarni, Henryk Wieczorek z Wydziału Remontowo-Budowlanego, Władysław Maliszewski i inż. Szczepańczyk z Odlewni, inż. Stanisław Szkutnik ze Stalowni, inż. Władysław Duda i Zygmunt Żulewski z Kuźni, inż. Stanisław Koc z Walcowni Półwyrobów, inż. Hanna Pardej i inż. Romuald Bijak z Działu Głównego Technologa.

W 1985 roku nastąpiła zmiana na stanowisku kierownika Komórki Wynalazczości, która nosiła wówczas nazwę Zespół ds. Wynalazczości. Na emeryturę odszedł inż. Stanisław Korolewski, który był jej kierownikiem przez 27 lat! Stanowisko kierownika Zespołu dodatkowo powierzono piszącemu te słowa, dotychczas Rzecznikowi Patentowemu Huty. No cóż, stanowiska były dwa, ale wynagrodzenie tylko jedno, co prawda trochę podwyższone. Jeśli chodzi o działalność KTiR, to w połowie lat 80. powrócił on do dawnej aktywności. Organizowane były giełdy i konkursy racjonalizatorskie, jednak – co stwierdziłem już wcześniej – ilość zgłoszeń projektów była kilkakrotnie mniejsza niż w latach 70. Wzrosła natomiast jakość zgłaszanych projektów. Wyeliminowano te wątpliwej jakości, typu „dokręcenie poluzowanej śruby” (oczywiście to celowa przesada). KTiR Huty Warszawa był kolebką ogólnopolskich stowarzyszeń wynalazców, o czym pisałem już w swoim wcześniejszym opracowaniu. Inicjatorem i głównym organizatorem tych stowarzyszeń był niezmordowany mgr Władysław Kółeczko. Drugie z nich – Stowarzyszenie Polskich Wynalazców i Racjonalizatorów (Skwir) jest aktywne do dzisiaj i prowadzi bardzo ożywioną działalność w dziedzinie promocji polskich wynalazków na arenie międzynarodowej.

Wróćmy jednak na teren Huty Warszawa. W roku 1988 prezesem KTiR został mgr inż. Józef Kopera. W atmosferze, jaka wówczas panowała w związku z planami prywatyzacji, nie mógł zbyt wiele zdziałać. Kiedy w 1992 r. prywatyzacja stała się faktem, ustał całkowicie napływ nowych projektów. Otrzymałem natomiast polecenie przygotowania tzw. „listy ujawnień obejmującej wykaz zastosowanych projektów, za które nie zostało jeszcze wypłacone wynagrodzenie”. Pamiętam, że na tej liście było ponad 200 pozycji. Na przełomie lat 1992 i 1993 realizacją tych wypłat zajmowała się Agencja Kapitałowo-Materiałowa, która przejęła zobowiązania byłej Huty Warszawa. Szło to jednak bardzo opornie. Do momentu likwidacji Zespołu ds. Wynalazczości w listopadzie 1993 r. i mojego odejścia z Huty Lucchini nie zrealizowano nawet połowy roszczeń z tej listy. O ile mi wiadomo, po moim odejściu nikt już nie zajmował się tym zagadnieniem. Dokumentację Zespołu ds. Wynalazczości moi pracownicy powiązali w paczki i została ona złożona w pomieszczeniu piwnicznym biurowca B. Jak się dowiedziałem, po paru latach dokumenty te zostały zniszczone. W taki to sposób zakończył się rozdział pt. „Ruch racjonalizatorski i wynalazczy w Hucie Warszawa”.




MISTRZ BOLESŁAW TYC – RACJONALIZATOR I WYNALAZCA

 

Tekst: Stanisław Andrzej Pawlikowski

 

Mój Przyjaciel inż. Marek Szulbiński, w opracowaniu pt. „Ruch Racjonalizatorski i Wynalazczy w Hucie Warszawa w latach 60. i 70. XX wieku”, użył na stronie 10 tego tekstu zdania: „Bolesław Tyc, jako prawa ręka prezesa, zasługuje na szerszą prezentacje…”. Idąc tym tropem postanowiłem przejrzeć moje archiwum szukając o nim informacji. Znalazłem wywiad z Bolesławem Tycem opublikowany w „Głosie Pracy” nr 152(7302) z dnia 26 czerwca 1974 roku., pt. „Moje trzydziestolecie”.

 

„Nie wiem dlaczego akurat ja, jako jedyny spośród racjonalizatorów Huty Warszawa otrzymałem wysokie odznaczenie państwowe – mówi starszy mistrz Bolesław Tyc – kierownik zmiany wydziału obróbki cieplnej na ciągarni. – Prawdę mówiąc nie jestem w tej chwili najaktywniejszym wynalazcą. Mamy w hucie wielu lepszych ode mnie. Myślę, że jest to wyróżnienie dla naszego klubu techniki i racjonalizacji, a także dla mojego wydziału będącego wylęgarnią Mistrzów Techniki.

Racjonalizatorem zostałem wcześnie, bo w roku 1952, zaledwie rok po skończeniu średniej szkoły technicznej i rozpoczęciu pracy „z nakazu” w Hucie Stalowa Wola. Tu ogłoszono konkurs na usprawnienie racjonalizatorskie. Pamiętam, że pracownicy księgowości skarżyli się na niewykorzystywanie do końca ołówków kopiowych, zużywanych przez nich w dużych ilościach do sporządzania dokumentów księgowych. Marnotrawiono blisko ¼ długości ołówka. W swoim pomyśle zastosowałem nałożenie specjalnych rurek na te końcówki, co spowodowało, że ołówki wypisywały się do końca. Zgłosiłem dwa pomysły, które zostały przyjęte i nagrodzone.

W roku 1959 jako doświadczony hutnik zostałem „importowany” do rozwijającej się Huty Warszawa. Przyjechałem z żoną i synkiem i… wsiąkłem w stolicę. Pochodzę ze Śląska, z rodziny kolejarskiej. Rodzeństwo podzieliło się sprawiedliwie zawodowo: jeden brat i siostra poszli w ślad ojca, zaś ja z drugim bratem wybraliśmy hutnictwo. Nie żałuję wyboru, choć praca to bardzo ciężka. A najbardziej uciążliwe są monotonne czynności wykonywane ręcznie. Człowiek przy takiej robocie tępieje i o wypadek nietrudno. Sam poznałem smak takiej roboty i może dlatego imałem się różnych pomysłów, by pomóc sobie i innym. Uznałem, że takie prace trzeba mechanizować i automatyzować w pierwszej kolejności.

No i tak z każdym rokiem wniosków przybywało. W roku 1962 po raz pierwszy ogłoszono w hucie doroczny konkurs racjonalizatorski o tytuł Mistrza Techniki Huty Warszawa. Stanąłem i ja do współzawodnictwa. Nieźle wystartowałem – zająłem 5. miejsce. Potem już co rok mieściłem się na liście laureatów, na bliższej lub dalszej pozycji, zależnie od wyników. Dorobiłem się licznych dyplomów, odznak – od Racjonalizatora Produkcji aż do Złotej Odznaki ZZH.

Ukoronowaniem mojej działalności racjonalizatorskiej i wynalazczej był rok 1966, w którym  zdobyłem 1. miejsce w konkursie o tytuł „Mistrza Techniki Huty Warszawa”. Miałem wówczas na swoim koncie 23 przyjęte i w znacznej części zrealizowane pomysły.

W hucie jednak konkurencja w tym zakresie z roku na rok rośnie.

Właśnie w 1966 roku dyrektor wydał zarządzenie o dokształcaniu kadry, z którego wynikało, że brygadzista powinien mieć średnie wykształcenie, a mistrz co najmniej średnie. Zaniepokoiło mnie to „co najmniej” – pomyślałem, że pora się dokształcić. I tak po pięciu latach studia na Politechnice Warszawskiej zakończyłem dyplomem inżynierskim. Praca i nauka to ogromne wyrzeczenie, chociaż nie zrezygnowałem z życia społecznego. Było to też zasługą kierownictwa mojego wydziału i kolegów wspierających mnie w czasie moich studiów. W tym czasie współpracowałem z periodykami, takimi jak: „Hutnik Warszawski”, „Wynalazczość”, „Wiadomości Warsztatowe”, „Bezpieczeństwo i Higiena Pracy”.

Nie zaniedbywałem też działalności racjonalizatorskiej, choć pomysłów w tym czasie miałem mniej. Ale jeden z nich, z którego jestem bardzo dumny, był bardzo wartościowy, dający oszczędności 380 tysięcy złotych w skali roku. Chodziło o podgrzewanie walców dla walcarek taśmy w walcowni zimnej, co skróciło dwukrotnie czas przezbrajania walców i zwiększyło wydajność pracy. Ten pomysł zgłosiliśmy we dwóch do opatentowania.

Drugi wynalazek z tego okresu miał charakter behapowski, na prostownicy walcowej często dochodziło do zdarzeń grożących wypadkiem. Zmieniliśmy sposób wprowadzania prętów do urządzenia, co nie tylko uczyniło pracę bezpieczniejszą, lecz zwiększyło zakres pracy maszyny.

W sumie uzbierałem tych pomysłów 67, wyliczone efekty usprawnień to 2,5 milionów złotych.

Prawda jest też taka, że na ten czas co najmniej 20 racjonalizatorów jest godnych do tytułu Mistrza Techniki Huty Warszawa, nie tylko ja.”




SPÓŁDZIELNIA MIESZKANIOWA DOMHUT


7 LUTEGO 1994 - 7 LUTEGO 2019


Z okazji Jubileuszu 25-lecia Spółdzielni Mieszkaniowej DOMHUT w dniu 7 lutego 2019 roku odbyło się uroczyste spotkanie w sali widowiskowej Urzędu Dzielnicy Warszawa Bielany zorganizowane przez Radę Nadzorczą i Zarząd Spółdzielni, które było okazją do wspomnień z lat minionych, ale również do przedstawienia perspektywy na przyszłość.

W uroczystościach wzięli udział m.in. Zastępca Burmistrza Dzielnicy Włodzimierz Piątkowski, "ojcowie-założyciele" Spółdzielni, liczni mieszkańcy domów spółdzielczych oraz zaproszony w całości Zarząd Stowarzyszenia Przyjaciół Huty Warszawa - Warszawscy Hutnicy, w imieniu którego głos zabrał Przewodniczący Marek Łuszczyński (poniżej przemówienie).

Całość spotkania poprowadziła pani Prezes Katarzyna Orłowska, prezentując na slajdach historię powstania Spółdzielni, jej trudny czas, jej rozwój i plany dalszych działań.

Wszyscy mówcy w swoich wystąpieniach podkreślali, że powstanie Spółdzielni było niezwykle istotne dla zachowania substancji mieszkaniowej, ale również relacji międzyludzkich. Dzięki wspólnym losom nastąpiła integracja środowiska mieszkańców - byłych warszawskich hutników.

Po części oficjalnej wszystkim uczestnikom wręczono pamiątkę okolicznościową oraz zaproszono na poczęstunek, w trakcie którego można było swobodnie porozmawiać z dawno niewidzianymi kolegami.



"Szanowni Członkowie Spółdzielni Mieszkaniowej DOMHUT


Spotkaliśmy się tu w dniu dzisiejszym z głównego powodu – tym powodem są wspólne nasze losy związane nierozerwalnie z Hutą Warszawa. A żebyśmy mogli tak uroczyście obchodzić jubileusz Spółdzielni Mieszkaniowej DOMHUT, wcześniej musiała powstać Huta Warszawa, a my znaleźć w niej zatrudnienie.

Reprezentuję Stowarzyszenie Przyjaciół Huty Warszawa – Warszawscy Hutnicy, które powstało 14 lat temu z potrzeby zachowania dobrej pamięci o naszej „chlebodawczyni” – Hucie Warszawa, która nie tylko nam zapewniała pracę i dobrą płacę, ale też często dach nad głową w postaci hoteli robotniczych, mieszkań zakładowych, mieszkań spółdzielczych i komunalnych. Tak było przez ponad 30 lat do czasu przekształceń społeczno-politycznych i ekonomicznych przełomu lat 80. i 90. XX wieku. Wtedy to postawiono na gospodarkę rynkową, jako panaceum na wszystkie bolączki poprzedniego systemu. Miało być lepiej... A jak było – wiecie to najlepiej sami. Nie będę przypominał historii Waszej spółdzielni, bo doskonale to zrobili Stanisław Koc i Ireneusz Kłos na łamach naszej strony internetowej, wspominając Waszą heroiczną wręcz walkę, szczęśliwie wygraną, o swoje miejsce na ziemi. Dzięki temu możemy dziś spotkać się na tym „srebrnym weselu”, które jest podsumowaniem 25-lecia Waszego istnienia, w którym niebagatelną rolę odegrali koledzy Władysław Kółeczko, Jerzy Staszkiewicz, Stanisław Ternes, Kazimierz Soborak, Ireneusz Kłos, Stanisław Koc i inni. Przyczynili się oni również, pomagając Tadeuszowi Konradowi, do powstania naszego Stowarzyszenia. Serdecznie tym wytrwałym kolegom za ich poniesione trudy – dziękuję.

Pochwalić się muszę, że także pani Prezes Katarzyna Orłowska i pani Ewa Kalinowska są członkiniami naszego Stowarzyszenia i biorą w jego działaniach niezawodny udział.

Wyrażam nadzieję na dalszą naszą współpracę. Szeregi nasze są otwarte. Drodzy spółdzielcy – przychodźcie do nas, zapraszamy.

Żeby nie zanudzać, już kończę, jednak muszę to powiedzieć, że my, byli hutnicy z Bielan cieszymy się z takich szczególnych okazji jak Wasz jubileusz, bowiem wtedy mamy okazję spotkać się z dawno niewidzianymi kolegami i wspominać dobre czasy.

Życzę Wam dalszego dynamicznego rozwoju, by Wasze bloki i osiedla były wzorem dla innych, żeby Wam się w nich żyło godnie, spokojnie i dostatnio, a przede wszystkim w zdrowiu.

Pani Prezes – na Pani ręce – wszystkiego dobrego na kolejne 25-lecia Spółdzielni Mieszkaniowej DOMHUT. I pamiętajmy o tym, że jesteśmy hutnikami warszawskimi, a to brzmi dumnie."


prev next

 

Stanisław Andrzej Pawlikowski dziękuje panu inż. Ireneuszowi Kłosowi za wyrażenie zgody na skrócenie wypowiedzi.

 

S.M. „DOMHUT” OD POCZĄTKU

 

Tekst: Ireneusz Kłos – Członek SOMHO i Członek-Założyciel S.M. „DOMHUT”

 

Jubileusz Spółdzielni Mieszkaniowej „DOMHUT” to dla wielu z nas okazja do wspomnień z mienionych lat, a szczególnie z okresu walki o jej powstanie, jak i późniejszego integrowania się spółdzielczej społeczności mieszkańców byłych zakładowych osiedli hutniczych na Bielanach i Wrzecionie.

Notowany już w końcu lat osiemdziesiątych spadek produkcji przemysłowej ograniczał popyt na wyroby hutnicze, a wzrastające koszty surowców, energii i płac stwarzały zagrożenie ciągłości produkcji, prowadząc do upadłości części zdolności wytwórczych hutnictwa. Bliska bankructwa była również Huta Warszawa. Zainteresowanie włoskiego koncernu Lucchini przejęciem Huty uchroniło nasz zakład przed upadłością.

W trakcie procesu prywatyzacji Huty, do powstałej na jej majątku polsko-włoskiej spółki Huta Lucchini-Warszawa postanowiono włączyć zakładowe budynki mieszkalne. Ten fakt spotkał się z ostrym sprzeciwem mieszkańców, wyrażonym w spontanicznie organizowanych protestach i wystąpieniach do organów rządowych, samorządowych oraz środków masowego przekazu.

Z satysfakcją wspominam, jak z blisko stuosobowa grupa aktywnych uczestników protestów wyłonił się komitet założycielski Stowarzyszenia Obrony Mieszkańców Hutniczych Osiedli, umocowanego prawnie przez sąd 3 czerwca 1993 roku. Uczestniczyłem w pracach Stowarzyszenia, którego konsekwentne działania na różnych szczeblach władz rządowych i samorządowych pozwoliły zrealizować zasadnicze zadanie jakim było wycofanie osiedli domów hutniczych z aportu rzeczowego Huty Lucchini w Warszawie, zwołanie zebrania założycieli, opracowanie statutu oraz wybór Rady Nadzorczej i Zarządu organizowanej spółdzielni mieszkaniowej, która 7 lutego 1994 roku została wpisana do rejestru sądowego pod nazwą Spółdzielnia Mieszkaniowa „DOMHUT”.

Już w marcu 1994 roku, z upoważnienia Gminy Żoliborz, Spółdzielnia przejęła administrowanie obu osiedli hutniczych, a we wrześniu 1994 roku stosownymi aktami notarialnymi w formie darowizny Agencja Kapitałowo-Rozliczeniowa (prawny spadkobierca Huty Warszawa) uwłaszcza S.M. „DOMHUT” na tych nieruchomościach, deklarując również przekazywanie prawa użytkowania wieczystego przynależnych budynkom podwórek.

Uchybienia w dokumentacjach lokalowych i meldunkowych przejętych nieruchomości stwarzały problemy w identyfikowaniu nabytych uprawnień mieszkańców do zajmowanych lokali, a zadłużenie budynków u dostawców mediów oraz brak środków finansowych na bieżącą działalność i potrzeby remontowe stanowiły poważne wyzwanie dla hutników powołanych do władz statutowych Spółdzielni. Przyjmując odpowiedzialność za administrowanie i gospodarkę mieszkaniową Zarząd, w uzgodnieniu z Radą Nadzorczą,  opracował i wdrożył:

-zasady przekształceń mieszkań zakładowych objętych umowami najmu w prawo spółdzielcze własnościowe oraz lokatorskie,

- sposób wyceny wkładów budowlanych i mieszkaniowych wnoszący przez mieszkańców wstępujących do Spółdzielni.

W grudniu 1994 roku organa SOMHO uznały, że jej statutowe cele związane z przejęciem i zorganizowaniem działalności w byłych zakładowych osiedlach hutniczych zostały pomyślnie zakończone, a w marcu 1995 roku Zarząd S.M „DOMHUT” finansując prace związane z przyjęciami w poczet członków dotychczasowych ich głównych lokatorów i Rad Osiedli oraz wyborem delegatów na Zebranie Przedstawicieli, postanowił w porozumieniu z Radą Nadzorczą zwołać pierwsze Zebranie Przedstawicieli, stwarzając tym samym warunki dla wybrania bezpośrednio przez spółdzielców nowych władz statutowych Spółdzielni. Na odbytym 3 czerwca 1994 roku pierwszym w historii Spółdzielni Zebraniu Przedstawicieli obdarzono mnie kredytem zaufania i wybrano na członka Rady Nadzorczej.

Zarówno początki naszej pracy, jak i późniejsze lata funkcjonowania S.M „DOMHUT” nie przebiegały łatwo. Ucząc się na własnych błędach zdobywaliśmy doświadczenia w zakresie zarządzania Spółdzielnią oraz prawidłowego gospodarowania nieruchomościami. Podczas wdrażania zasad prawa spółdzielczego powoli kształtowała się współodpowiedzialność członkowska za przejęte na własność budynki. Pamiętam, jak trudno było przełamać bariery nieufności, kiedy gromadząc fundusze na remonty obciążyliśmy mieszkańców podwyżkami opłat eksploatacyjnych i czynszu. Konsultacje z Samorządami pozwoliły powoli eliminować oczekiwania roszczeniowe i sukcesywnie wdrażać obowiązujący obecnie system indywidualnego rozliczania wszystkich kosztów eksploatacyjnych i remontowych budynków. Działając w SOMHO włączyłem się również do prac związanych z założeniem i funkcjonowaniem Spółdzielni.

W tych krótkich wspomnieniach trudno zilustrować wysiłki wszystkich członków kolejno wybieranych Rad Nadzorczych, powoływanych Zarządów oraz zaangażowanie pracowników biura i Samorządów budynków. Ich trud i zaangażowanie odzwierciedla wygląd naszych osiedli. Zrealizowane już w większości budynków nowe elewacje, połączone z dociepleniami i remontami balkonów, a także wymianą stolarki budowlanej i naprawami dachów oraz sukcesywnie prowadzoną wymianę instalacji gazowej, cieplnej i wodno-kanalizacyjnej sprawiają, że nasze już półwieczne zasoby mieszkaniowe dorównują swym stanem technicznym znacznie młodszym budynkom.

W związku z uroczystym Spółdzielczym Jubileuszem pragnę wyrazić swój szacunek i uznanie dla licznej grupy społecznie zaangażowanych mieszkańców, którzy z wiarą w realizację zamierzonych celów i obdarzeni naszym kapitałem zaufania, brali aktywny udział w negocjacjach o odzyskanie osiedli, wykazując również bezinteresowną pomoc w początkach działalności Spółdzielni.

To im też zawdzięczamy, że osiedla, będące niegdyś własnością byłej Huty Warszawa, stały się naszą własnością i dziś możemy odczuwać dumę z dotychczasowych osiągnięć. Niestety, wielu z tych wspaniałych ludzi już nie ma wśród nas, ale ich osobisty wkład we wspólne dobro pozostanie na zawsze w naszej pamięci.

Spółdzielnia dzisiaj to: działki zabudowane 32 budynkami mieszkalnymi o powierzchni 21.426 m2, które stanowią współwłasność spółdzielni i właścicieli lokali zarówno będących, jak i niebędących członkami spółdzielni. Majątek spółdzielni to nieruchomości gruntowe – działki niezabudowane, czyli tereny przynależne do budynków, podwórka o powierzchni 58.791 m2. To dwa osiedla: BIELANY – 19 budynków i  OSIEDLE WRZECIONO – 13 budynków. Łączna powierzchnia użytkowa lokali mieszkalnych wynosi 77.946,17 m2, a lokali użytkowych – garaże, boksy  - 895m2. W 1.842 lokalach zamieszkuje około 3.200 osób, w tym 1.555 członków Spółdzielni. Na tę ilość lokali 1.094 stanowi prawo wyodrębnionej własności, a 39 lokali jest z prawem najmu.

Zarząd Spółdzielni stara się zapewnić mieszkańcom na bieżąco pełną informację o stanie finansowym i sposobie gospodarowania, a wyniki z tej działalności przekazywane są członkom Spółdzielni na Walnym Zgromadzeniu. Spółdzielnia jest w dobrej kondycji finansowej, technicznej – prawidłowo zabezpiecza interesy członków spółdzielni. Aktualnie zasoby Spółdzielni i ich mieszkańców obsługuje 15 pracowników, w tym dwuosobowy Zarząd który od kilku lat jest niezmienny: Prezes Zarządu inż. KATARZYNA ORŁOWSKA, członek Zarządu Gł. Księgowa mgr EWA KUŚMIERCZUK. Członkowie Zarządu mają wieloletni staż i doświadczenie spółdzielcze oraz merytoryczne wykształcenie. Cała kadra pracująca w Spółdzielni posiada odpowiednie w wykształcenie i zawodowe kwalifikacje, są zaangażowani w bieżące sprawy mieszkańców. Mają także szczególny wpływ na pozytywny wizerunek Spółdzielni, która dzisiaj może się pochwalić swoimi sukcesami.

Wszystkie działania Spółdzielni realizowane były i są przy pozytywnej i bieżącej wzajemnej współpracy jej organów statutowych i samorządowych oraz bardzo wielu aktywnych, zainteresowanych i zaangażowanych w problematykę spółdzielczą mieszkańców.

Lista Założycieli Spółdzielni „DOMHUT”

Andrzej Ciepielski, Marian Derdej, Wojciech Duda, Zofia Dworska, Kazimierz Dzieleciński, Ryszard Egert, Stanisław Górecki, Waldemar Kalwas, Stanisław Kasprzyk, Ireneusz Kłos, Henryk Kopeć, Władysław Kółeczko, Czesław Krężel, Jerzy Kroczewski, Ryszard Kuk, Władysław Mroczkowski, Karolina Irena Nagrodzka, Aleksander Ozimkiewicz, Jan Rzemek, Kazimierz Soborak, Jerzy Staszkiewicz, Zbigniew Strojewski, Mieczysław Sulak, Wacław Sykus, Henryk Tatko, Stanisław Ternes, Zygmunt Wawer, Kazimierz Wojciechowski, Stanisław Wronikowski.

Kilku Członków-Założycieli nie żyje, lecz ich dzieło żyje w ludzkiej pamięci.

 




SM DOMHUT – JUBILEUSZ 25-LECIA


Tekst: Stanisław Koc

 

Historia jest świadkiem czasów, światłem prawdy, życiem pamięci, nauczycielką życia

                                                                                                                                        (Cyceron)


A nasza historia?

Historia Spółdzielni Mieszkaniowej DOMHUT jest oczywiście związana bezpośrednio z historią Huty Warszawa, a jej powstanie jest niejako ubocznym efektem prywatyzacji Huty. Można też stwierdzić, że koniec historii Huty jako przedsiębiorstwa państwowego, stał się początkiem włosko-polskiej Huty Lucchini – Warszawa (Lucchini – to nazwisko właściciela włoskiego koncernu hutniczego), ale też początkiem działalności SM DOMHUT.

A było to tak…

Hutę Warszawa projektowano i budowano jako nowoczesny zakład hutniczy produkujący stale jakościowe na potrzeby takich branż przemysłowych, jak: maszynowa, narzędziowa, łożyskowa, samochodowa i też wojskowa. Produkowano ponad 300 gatunków stali jakościowych i stopowych w postaci prętów, walcówki, wyrobów ciągnionych, zimnej taśmy, wyrobów kutych, prasowanych i odlewów. Aby zaspokoić potrzeby przemysłów przetwórczych Huta produkowała około 650 tys. ton stali surowej/rok, a Walcownia Zgniatacz przerabiała na wyroby walcowane około 1 miliona ton wlewków. W miarę rozbudowy Huty rosła wielkość zatrudnienia. Bywały lata, w których ilość pracowników wynosiła około 10.000 osób. Aby rozpocząć produkcję w kolejno uruchamianych nowych wydziałach Huty oraz wyszkolić warszawskich hutników, zatrudniano pewną ilość pracowników przeniesionych służbowo z innych hut. Ale było to nie więcej niż 10% wszystkich pracowników. Pozostali hutnicy rekrutowali się częściowo z Warszawy, głównie jednak z podwarszawskich wsi i miasteczek. Z powodów ideowo-politycznych ówczesne władze, zarówno resortowe, jak i państwowe, rozpowszechniały mit o Hucie i jej pracownikach jako o przodującym i sztandarowym zakładzie przemysłowym Warszawy. Natomiast załogę Huty określano jako awangardę klasy robotniczej, której kierownicza rola miała być bezdyskusyjna. Z perspektywy wielu już lat można obiektywnie stwierdzić, że wielu hutników uwierzyło w ów mit, którego efektem były postawy roszczeniowe, a ich echa można jeszcze usłyszeć dość często w emeryckich dyskusjach. Wspominam o tym celowo, bo takie roszczeniowe postawy miały pewien wpływ na powstanie DOMHUT-u. Co przyciągało ludzi do niełatwej przecież i często znojnej pracy w Hucie? Były to najczęściej dwie przyczyny – płace i mieszkania. Płace, których poziom był zawsze znacznie wyższy, niż w innych zakładach przemysłowych Warszawy oraz duża, jak na ówczesne warunki, łatwość zdobycia mieszkania. Pracownicy rekrutujący się z innych hut otrzymywali mieszkanie i tzw. warszawski meldunek w ciągu maksimum kilku miesięcy, pozostali czekali na – jak to określano – przydział mieszkaniowy, od kilku do kilkunastu miesięcy. W jaki sposób Huta zdobywała mieszkania dla swych pracowników? Większa ich część to budynki, których właścicielem była Huta. Takich budynków było 32 z czego 19 było położonych na terenie Bielan, głównie przy ulicach Żeromskiego, Nałkowskiej, Perzyńskiego i określano je jako Osiedle Bielany. Natomiast 13 budynków było położonych głównie przy ulicach Marymonckiej, Wrzeciono i Kasprowicza, a te określano jako Osiedle Wrzeciono. Oprócz własnych budynków Huta pozyskiwała dla swych pracowników znaczną ilość mieszkań komunalnych oraz od różnych spółdzielni mieszkaniowych. Pod koniec lat 70., gdy rozpoczął się regres budownictwa mieszkaniowego, a pozyskiwanie mieszkań przez Hutę napotykało na coraz większe trudności, postanowiono stworzyć spółdzielnie mieszkaniowo-budowlaną, która miała zaspakajać potrzeby mieszkaniowe hutników. Taka była geneza powstania w 1981 roku istniejącej do dziś Spółdzielni Mieszkaniowo-Budowlanej WARDOM. Wspomniany regres branży budowlanej był tylko jednym z przejawów kryzysu gospodarczego, który z całą ostrością wystąpił w latach 80. Szczególnie druga połowa lat 80. charakteryzowała się ciągłym procesem zmniejszania produkcji, szczególnie w branżach materiało- i energochłonnych. Zmniejszało się więc zapotrzebowanie na hutnicze produkty. Inaczej rzecz ujmując – Huta produkowała coraz mniej i czyniła dość karkołomne kombinacje, aby utrzymać ciągłość produkcji. Rosły zatory płatnicze, zwiększały się terminy płatności, a wypłaty wynagrodzeń pracowniczych były wysoko oprocentowanymi pożyczkami, które były udzielane bo jeszcze nikt, nawet kierownictwa banków, nie mógł uwierzyć, że Huta może zbankrutować. Nie wierzyli w to również sami hutnicy. Działał jeszcze, jakby siłą bezwładności, mit przodującego i sztandarowego zakładu pracy, chociaż coraz bardziej zaprzeczała temu życiowa rzeczywistość. Perspektywa bankructwa Huty i utraty pracy przez kilkutysięczną załogę stawało się coraz bardziej realną perspektywą. Kierownictwo Huty, rada pracownicza, organizacje związkowe miały świadomość zbliżającej się katastrofy. Że jest źle i może być tylko gorzej informowano, chociaż dość ostrożnie, pracowników, którzy jak zwykle szukali winnych, ale vox populi nie zawsze w tym przypadku miał rację! Starsi mieszkańcy hutniczych budynków pamiętają niszczejącą i coraz bardziej zawodną ich techniczną infrastrukturę. Pamiętają na pewno też coraz częstsze awarie, które musiały usuwać służby remontowe Huty, bo administrator budynków nie miał pieniędzy na niezbędne remonty i konserwacje. Jako mieszkaniec jednego z takich budynków pamiętam kilka ostatnich lat przed powołaniem DOMHUT-u, gdy zimą maksymalna temperatura w mieszkaniu nie przekraczała +17⁰C, bo nie wymieniono w węźle cieplnym zepsutej pompy. Kierownictwo Huty zwracało się o pomoc zarówno do członków ostatniego PRL-owskiego rządu, jak i tego pierwszego, wybranego już po zmianie systemu politycznego. Ale kłopoty nie tylko Huty Warszawa, ale całej branży hutniczej, reprezentowanej przez szukających pomocy dyrektorów hut, minister odpowiedzialny za tę branżę zbywał stwierdzeniem: mechanizm gospodarki rynkowej wszystkie problemy sam rozwiąże.  Rząd, aby wiedzieć, co dalej należy czynić z hutnictwem, zamówił u eksperckiej kanadyjskiej firmy raport o aktualnym stanie polskiego hutnictwa i jego dalszych perspektywach. Wnioski raportu potraktowano jako bardzo tajne, co nie przeszkodziło, że dość szybko stały się znane hutniczej społeczności. Jeden z tych wniosków  dotyczył Huty Warszawa i  w sposób zdecydowany stwierdzał, że naszą Hutę należy zlikwidować. Aby tak się nie stało kierownictwo Huty poszukiwało inwestorów poza granicami kraju, bo tylko oni byli w stanie zapobiec jej likwidacji. W tym czasie zainteresowanie przejęciem polskiej huty zgłosił rządowi RP włoski koncern hutniczy Lucchini. Wstępne negocjacje rozpoczęto na szczeblu rządowym, a dokładniej robiło to ówczesne Ministerstwo Przekształceń Własnościowych. Była to wówczas dość nietypowa transakcja, gdyż pierwsza w kraju, która dotyczyła huty. Wśród kilku warunków, jakie sformułował kandydat na nowego właściciela Huty, jeden z nich określał wielkość udziału włoskiego koncernu w majątku prywatyzowanego przedsiębiorstwa. Ten udział winien wynosić minimum 51% wartości aktualnego majątku Huty. Przeprowadzona wówczas wycena tego majątku pozwalała stwierdzić, że majątek produkcyjny nie spełnia stawianego przez włoskiego inwestora żądania. Jego wartość była zbyt niska. W tej sytuacji, aby zrealizować postulat strony włoskiej, zdecydowano przekazać im majątek produkcyjny Huty razem z nieruchomościami mieszkalnymi będącymi własnością Huty Warszawa. Aby zrealizować tę transakcję, w dniu 30 września 1992 roku zawarte zostało porozumienie pomiędzy Urzędem Gminy Dzielnicy Żoliborz a Hutą, w którym władze Gminy uznały prawo Huty do użytkowania wieczystego gruntów, między innymi hutniczych osiedli. W tym dniu również aktem notarialnym Huta Warszawa wniosła do nowo powstałej spółki włosko-polskiej pod nazwą Huta Lucchini Warszawa, w formie aportu rzeczowego, budynki i grunty hutniczych osiedli. Chociaż ten formalny akt przekazania hutniczych osiedli włoskiemu koncernowi wymagał zapewne czasochłonnych negocjacji zarówno na ministerialnym, jak i gminnym szczeblu, informacje o tym fakcie były początkowo w zasadzie mało znane mieszkańcom tych osiedli. Dopiero 5 października 1992 roku radna Gminy Żoliborz – Barbara Koczoń poinformowała o fakcie zmiany właściciela osiedli hutniczych. Ale już wcześniej cząstkowe informacje o pertraktacjach dotyczących osiedli hutniczych docierały do ich mieszkańców. Społeczność hutniczych budynków formułowała najczęściej takie oto pytania:

- Dlaczego przekazano nasze, bo przecież hutnicze, budynki nowemu właścicielowi bez uzyskania na to zgody lokatorów?

- Co zrobi z naszymi nieruchomościami włoski właściciel?

- Jakie są realne zamiary hutniczego koncernu dotyczące sposobu eksploatacji naszych mieszkaniowych osiedli?

Z każdym dniem wzrastała temperatura dyskusji, ale wzrastał też niepokój i gniew mieszkańców, bo nikt oficjalnie nie odpowiadał na bardzo istotne dla hutniczych lokatorów pytania.

Sąsiedzkie dyskusje i w ich wyniku formułowane pytania o dalszy los hutniczych budynków spowodowały, że na każdym osiedlu powstały samorzutnie zespoły reprezentujące sfrustrowanych lokatorów. Na osiedlu Wrzeciono takim zespołem kierowała Przewodnicząca Rady Osiedla Wrzeciono – Anna Kozłowska. Na osiedlu Bielany – Samorządowa Grupa Obywatelska – HUTNIK w składzie: Przewodniczący – Jerzy Kroczewski oraz członkowie: Kazimierz Soborak, Mieczysław Sulak i Wacław Sykus. W miarę upływu czasu coraz więcej lokatorów brało udział w poczynaniach osiedlowych zespołów, mających na celu anulowanie umowy o zmianie właściciela naszych hutniczych budynków. W tym celu organizowano zebrania lokatorów, na których stawiano pytania o dalszy los hutniczych osiedli. Atmosfera dyskusji na tych zebraniach była pełna niepokoju, ale wyrażała też frustracje i gniew lokatorów, których mieszkaniową historię obrazowo porównywano często do losu chłopa pańszczyźnianego. Organizowano również manifestacje protestacyjne pod siedzibą Gminy. Połączone zespoły osiedlowe zwracały się pisemnie z prośbą o pomoc do wszystkich, którzy takiej pomocy mogli udzielić. Skierowano więc petycję do: Prezydenta RP Lecha Wałęsy, Premiera RP Hanny Suchockiej, Sejmu i Senatu, Ministerstw Przemysłu i Handlu oraz Przekształceń Własnościowych, Rzecznika Praw Obywatelskich, Naczelnego Sądu Administracyjnego, Naczelnej Izby Kontroli, Wojewody Warszawskiego, Burmistrza i Rady Dzielnicy Żoliborz. Starano się też zainteresować problemem hutniczych budynków wszelkie środki masowego przekazu. Ponieważ był to w ówczesnej rzeczywistości nowy problem, problem związany z losem mieszkań bankrutujących zakładów pracy,  a było ich coraz więcej, dlatego stał się on propagandowo bardzo nośny. Można więc stwierdzić, że sprawa hutniczych mieszkań stała się powszechnie znana i był to duży sukces w walce z ich nowym właścicielem. Natomiast wyniki pisemnych petycji to odpowiedzi albo wymijające, lub – co gorsze – były to często stanowcze stwierdzenia, że podpisana umowa z włoskim koncernem jest prawomocna i zmiany w niej nie są możliwe. W tej sytuacji rosła frustracja mieszkańców hutniczych osiedli, którzy coraz częściej pytali: co należy zrobić dalej?

Część aktywnych w walce o mieszkania hutników, działających dotychczas w osiedlowych zespołach, postanowiła powołać oficjalną i prawnie usankcjonowaną reprezentację do obrony interesów mieszkańców hutniczych osiedli. Taka była geneza powstania Stowarzyszenia Obrony Mieszkańców hutniczych Osiedli (SOMHO). Na pierwszym zebraniu w dniu 12 lutego 1993 roku, w którym uczestniczyło 86 osób, wybrano Komitet Założycielski Stowarzyszenia z przewodniczącym Władysławem Kółeczko. W skład Komitetu weszli wszyscy, którzy dotychczas byli związani z Zespołami samorządowymi osiedli. Po opracowaniu statutu Stowarzyszenia zostało ono zarejestrowane przez Sąd Rejonowy w dniu 3 czerwca 1993 roku, co oznaczało, że Stowarzyszenie uzyskało prawny status i mogło realizować zadania określone w statucie. Za najważniejsze zadania SOMHO uznano:

- wyłączenie gruntów osiedlowych i domów zakładowych z aportu Huty i negocjowanie w imieniu lokatorów warunków sprzedaży lub wynajmu lokali,

– uruchomienie notarialnego wykupu lokali,

- oddziaływanie na zarząd osiedli hutniczych i wspieranie działań zmierzających do poprawy stanu technicznego budynków,

- inicjowanie powstania spółdzielni mieszkaniowej dla hutniczych osiedli lub opiniowanie spółdzielni ubiegających się o prowadzenie zarządu hutniczymi osiedlami.

Na pierwszym Walnym Zebraniu Członków SOMHO wybrano władze Stowarzyszenia w składzie:

- Władysław Kółeczko – Przewodniczący

- Henryk Tatko – V-ce Przewodniczący

- Stanisław Ternes – V-ce Przewodniczący

- Zbigniew Strojewski – Sekretarz

- Ryszard Kuk – Skarbnik

Członkami Zarządu zostali:

Chmiel Henryk, Górecki Stanisław, Kasprzyk Stanisław, Kłos Ireneusz, Kroczewski Jerzy, Kulik Henryk, Mroczkowski Władysław, Nagrodzka Irena, Ozimkiewicz Aleksander, Rzemek Jan, Soborak Kazimierz, Sulak Wacław, Wawer Zygmunt.

Przewodniczącym Komisji Rewizyjnej został Marian Derdej.

Pierwsze rozmowy przedstawicieli SOMHO w Ministerstwie Przekształceń własnościowych nie napawały optymizmem. Przez jakiś czas powtarzano hutniczym negocjatorom znany już wcześniej argument o niemożliwości zmiany umowy prywatyzacyjnej. Ale po pewnym okresie czasu przedstawiciele włoskiego koncernu zaczęli przejawiać chęć negocjacji nad warunkami sprzedaży hutniczych budynków lub ich zamiany na inną nieruchomość gruntową. Niezależnie od długotrwałych negocjacji SOMHO z przedstawicielami strony włoskiej, prowadzonych w ministerstwie, poszukiwano również najlepszego sposobu administrowania hutniczymi osiedlami. Stało się to sprawą dość pilną, gdyż dotychczasowy ich administrator – Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa, od 31 sierpnia 1993 roku wypowiedziała świadczenie swych usług. Po wypowiedzeniu administrowania naszych osiedli przez WSM szukano intensywnie nowego ich gospodarza. Prowadzono w tej sprawie rozmowy z SBM WARDOM, która powstała przecież z inicjatywy Huty Warszawa i znaczna ilość lokatorów tej Spółdzielni było pracownikami Huty. Niestety, rozmowy zakończyły się fiaskiem. W tej sytuacji administrowanie naszych osiedli z dniem 16 września 1993 roku przekazano SM MANHATTAN. Ale praktyka administrowania przez tę spółdzielnię wykazała, że nie była to zbyt udana transakcja. SOMHO uznało więc, że najlepszym administratorem hutniczych budynków będą ich użytkownicy, a najbardziej efektywną formą zarządzania będzie własna spółdzielnia mieszkaniowa. Dlatego w listopadzie 1993 roku SOMHO powołało zespół w składzie: Władysław Kółeczko, Stanisław Ternes i mecenas Jerzy Krzekotowski, którego zadaniem było opracowanie projektu Statutu Spółdzielni. Już 15 listopada 1993 roku 29 członków Założycieli Spółdzielni Mieszkaniowej, którą nazwano DOMHUT, zatwierdziło jej Statut oraz dokonało wyboru władz.

Członkami Rady Nadzorczej zostali:

·       Władysław Kółeczko – Prezes

·       Mieczysław Sulak – V-ce Prezes

·       Wacław Sykus – V-ce Prezes

·       Zbigniew Strojewski – Sekretarz

oraz

·       Władysław Mroczkowski, Marian Derdej, Kazimierz Soborak, Aleksander Ozimkiewicz, Waldemar Kalwas.

Pierwszy Zarząd Spółdzielni stanowili:

·       Henryk Tatko – Prezes

·       Stanisław Ternes – V-ce Prezes

·       Ryszard Kuk – Członek

·       Stanisław Kasprzyk – Członek

·       Zygmunt Wawer – Członek

 

Dnia 7 lutego 1994 roku Sąd Rejonowy dla Miasta Warszawy postanowił wpisać do rejestru Spółdzielnię Mieszkaniową DOMHUT.

Pierwsza siedziba Spółdzielni to wynajęte pomieszczenie w Instytucie Chemii Przemysłowej przy ul. Rydygiera 8. Już 17 lutego 1994 roku odbyło się pierwsze posiedzenie Zarządu Spółdzielni, na którym ustalono zakres prac i obowiązków poszczególnych członków Zarządu. Natomiast 8 kwietnia 1994 roku Zarząd podjął decyzję o zatrudnieniu pracowników umysłowych i fizycznych celem zapewnienia obsługi lokatorów. Dział członkowsko-lokatorski kompletował dokumentację lokali, gromadząc materiały uzyskane z Huty, z Agencji Kapitałowo-Rozliczeniowej SA oraz dostarczonych indywidualnie przez lokatorów. Zaktualizowano w ten sposób 1835 lokalowych teczek tak, że w grudniu 1994 roku rozpoczęto proces przekształcania mieszkań. Wcześniej opracowano zasady przekształcania mieszkań zakładowych byłej Huty Warszawa w spółdzielcze prawo do mieszkania lokatorskiego, własnościowego lub zawarcia umów najmu z SM DOMHUT. Zarząd SOMHO powołał zespół, który opracował propozycje wyceny wkładów budowlanych, jakie wnosili członkowie wstępujący do Spółdzielni, przy uwzględnieniu rodzaju i wysokości ulg za pracę w Hucie Warszawa. W tej sprawie wzorowano się na doświadczeniach Spółdzielni Mieszkaniowej DĄB ze Szczecina, która powstała na bazie mieszkań zakładowych stoczni. Opracowanie tego zespołu pozwoliło podjąć Uchwałę Rady Nadzorczej Nr 31/94 o stosowaniu ulg za lata pracy w Hucie Warszawa. Utworzenie administracji nowo powstałej Spółdzielni pozwoliło na zawarcie umowy w dniu 18 marca 1994 roku, pomiędzy DOMHUT a Urzędem Dzielnicy Gminy Żoliborz, która powierzyła Spółdzielni nieodpłatne administrowanie 32 budynkami. Umowa zobowiązywała Spółdzielnię do utrzymania nieruchomości w stanie nie pogorszonym, zgodnie z ich przeznaczeniem oraz pozwalała na ich inwestowanie. Spółdzielnia została uprawniona do pobierania należności z tytułu czynszów od mieszkańców i pokrywania wydatków związanych z eksploatacją tych nieruchomości. Umowa obowiązywała do końca 1994 roku. Negocjacje na szczeblu Ministerstwa Przekształceń Własnościowych, jak i Gminy Żoliborz, jakie były kontynuowane przez SOMHO spowodowały, że 12 i 14 września 1994 roku zostały podpisane akty notarialne, na mocy których Spółdzielnia Mieszkaniowa DOMHUT stała się właścicielem 32 budynków będących wcześniej własnością byłej Huty Warszawa, wraz z prawem wieczystego użytkowania gruntów związanych z budynkami. Akt notarialny zobowiązywał Spółdzielnię do przyjęcia dotychczasowych głównych lokatorów lub ich następców prawnych, którzy otrzymali przydziały lokali z byłej Huty Warszawa, w poczet członków Spółdzielni i wydania im przydziałów na spółdzielcze prawo do zajmowania lokali lub do zawarcia umów najmu z tymi najemcami, którzy nie przystąpią do Spółdzielni. Podpisanie tych aktów notarialnych oznaczało, że odzyskanie hutniczych budynków mieszkalnych od włoskiego właściciela zostało prawnie potwierdzone. Ten fakt oznaczał, że trwająca od 1992 roku  walka o hutnicze mieszkania została przez ich lokatorów ostatecznie wygrana. W ten sposób najważniejsze zadanie, dla realizacji którego powołano SOMHO, zostało pomyślnie zrealizowane. Dlatego Uchwała Nr 1/94 Plenarnego Zebrania Zarządu SOMHO z dnia 29 grudnia 1994 roku stwierdza między innymi: „Uczestnicy Plenarnego Posiedzenia Zarządu SOMHO, poszerzonego o skarbników SOMHO, stwierdzają, że walka o hutnicze mieszkania, którą spontanicznie rozpoczęły w 1992 roku grupy samorządowe, a którą następnie, w sposób zorganizowany i prawny, podjęło i prowadziło utworzone przez mieszkańców Stowarzyszenie Obrony Mieszkańców Hutniczych Osiedli została pomyślnie zakończona.” Do tekstu Uchwały załączono podziękowania dla wspierających działania SOMHO, a byli nimi: prawnicy Krystyna i Jerzy Krzekotowscy oraz były burmistrz Gminy Żoliborz – Józef Menes. W marcu 1995 roku Rada Nadzorcza i Zarząd SM DOMHUT uznały, że najważniejsze zadania zostały zrealizowane – a były nimi:

1) Wyłączenie mieszkań z aportu Huty L. W.

2) Uwłaszczenie SM DOMHUT przez Agencję Kapitałową Rozliczeniową SA – jako prawnego spadkobiercę byłej Huty Warszawa.

3) Przyjęcie w poczet członków Spółdzielni dotychczasowych głównych lokatorów.

4) Dokonanie przez Spółdzielnię przekształcenia mieszkań zakładowych w spółdzielcze prawo do mieszkań lokatorskich i własnościowych.

5) Wybór przedstawicieli członków na Zebrania Przedstawicieli.

6) Wybór i zorganizowanie Rad Osiedli oraz samorządów budynków.

W tej sytuacji postanowiono zwołać pierwsze w historii DOMHUT-u Zebranie Przedstawicieli, które dokona wyboru Rady Nadzorczej jako najważniejszego prawnie organu Spółdzielni, reprezentującego już wszystkich członków tej Spółdzielni. Pierwsze w historii DOMHUT-u Zebranie Przedstawicieli odbyło się dnia 3 czerwca 1995 roku. Przewodniczyli obradom: Marian Flis i Stanisław Koc. Zebranie Przedstawicieli dokonało oceny dotychczasowych władz statutowych Spółdzielni i dokonało wyboru Rady Nadzorczej na kadencję 1995-1998 rok. W jej skład weszli:

1. Krawczyński Bogdan – Przewodniczący

2. Flis Marian – V-ce Przewodniczący

3. Maćkowski Roman – V-ce Przewodniczący

4. Koc Stanisław – Sekretarz

oraz członkowie:

5. Kalwas Waldemar

6. Kroczewski Jerzy

7. Łągiewka Jerzy

8. Kłos Ireneusz

9. Kwiecień Jan

To pierwsze w historii SM DOMHUT Zebranie Przedstawicieli zakończyło niejako symbolicznie okres, który rozpoczął się w 1992. Był to początkowo okres walki o zmianę właściciela budynków będących przed jej prywatyzacją własnością Huty Warszawa. Gdy udało się odzyskać od włoskiego koncernu nasze hutnicze mieszkania, powołano do życia administratora tych mieszkań – SM DOMHUT. Właśnie to Zebranie Przedstawicieli było zwieńczeniem burzliwego okresu walki hutniczych lokatorów o własne mieszkania, jak i o sposób gospodarowania nimi. Dalsza historia SM DOMHUT, z grubsza rzecz ujmując, sprowadzała się do realizacji następujących przedsięwzięć:

·       Modernizacja infrastruktury technicznej, nieruchomości budynkowej Spółdzielni. Dotyczyło to głównie: ociepleń budynków, instalacji sieci wodno-ściekowej oraz pokryć dachowych.

·       Organizacja służb techniczno-administracyjnych, oraz uporządkowanie dokumentacji technicznej budynków, a także organizacja służb konserwacyjno-remontowych.

·       Komputeryzacja prac księgowo-administracyjnych.

·       Wdrożenie indywidualnego rozliczania kosztów eksploatacji na poszczególne budynki.

Realizacja tych przedsięwzięć była utrudniona, gdyż gremia kierownicze Spółdzielni wywodziły się głównie z byłych hutników, którzy w trakcie realizacji spółdzielczych zadań uczyli się administrowania nieruchomościami i zasad Prawa Spółdzielczego. Dużym utrudnieniem był też fakt, że nasi mieszkańcy – głównie hutnicy, musieli zaakceptować zasady spółdzielczego współżycia. Co oznaczało, że fakt bycia członkiem Spółdzielni to nie tylko przywilej współwłasności, ale też zobowiązanie do wspólnej odpowiedzialności za jej majątek jak i sposób jego eksploatacji. Musiał zniknąć ze społecznej świadomości lokatorów SM DOMHUT mit, że hutnicza kasa zawsze zaspokajała wszelkie potrzeby niezbędne do  finansowanie eksploatacji budynków. Tak było przez wiele lat, ale nowa rzeczywistość, właśnie ta spółdzielcza, oznacza, że koszty eksploatacji budynków muszą ponosić ich lokatorzy, a w spółdzielczej kasie są tylko te złotówki, które my – lokatorzy do niej wpłacimy. Pomimo tych utrudnień, jak i zdarzających się niekiedy błędów i pomyłek ocenić należy, że w ciągu minionych 25 lat istnienia SM DOMHUT najważniejsze zaplanowane przedsięwzięcia zostały zrealizowane. Krótko oceniając – Spółdzielnia pracowała dobrze. Tak jej pracę oceniały okresowe badania lustracyjne, jak i protokoły biegłych w zakresie księgowości i zarządzania nieruchomościami. Aby tak się stało, czuwały i nadzorowały pracę Spółdzielni kolejne Rady Nadzorcze, którym przewodniczyli:

·       Bogdan Krawczyński

·       Maćkowski Roman

·       Koc Stanisław – przez trzy kadencje

·       Król Urszula

·       Żuchowski Władysław

·       Kassyk Józef

·       Kłos Ireneusz

·       Izdebski Łukasz

Natomiast Prezesami Zarządu SM DOMHUT byli:

·       Henryk Tatko

·       Kazimierz Soborak

·       p.o. Władysław Żuchowski

·       p.o. Bogdan Krawczyński

·       Jerzy Adamczyk

·       Stanisław Ternes

·       Stanisław Koc

·       Zdzisław Wojciechowski

·       Zbigniew Sielski

·       Zenon Krześniak

·       Katarzyna Orłowska – od 2004 roku i nadal…

Korzystając z okazji Jubileuszu 25-lecia SM DMHUT należy wspomnieć o członkach-założycielach tej Spółdzielni. Przed ćwierćwieczem było ich 29, co zostało uwiecznione na honorowej tablicy w holu lokalu administracyjnego Spółdzielni. Dziś pozostało ich już tylko kilku. Są to: Ireneusz Kłos, Henryk Kopeć, Zofia Dworska, Jerzy Staszkiewicz, Jerzy Kroczewski,  Stanisław Ternes, Karolina Nagrodzka, Kazimierz Soborak, Andrzej Ciepielski. Stanisław Górecki,  Waldemar Kalwas.